Co jakiś czas mam ochotę pojechać do Żelazowej Woli. Lubię to
miejsce. Emanuje dobrą energią i spokojem. Wybraliśmy się tam w sobotnie,
słoneczne i upalne popołudnie. O 15.00 – jak zwykle - był koncert. A potem –
długi spacer po pięknie odnowionym parku. Czysta przyjemność!
|
Parkowy mostek nad rzeką Utratą |
Pamiętam Żelazową Wolę jeszcze sprzed rewitalizacji. Też mi się
podobało. Park był trochę dziki, a im dalej od dworku Chopina, tym bardziej
przypominał nieprzebyte leśne ostępy. Co prawda, podczas koncertów muzyka
rozbrzmiewała wtedy z nieco chrypiących głośników, a rzeczka Utrata troszkę
cuchnęła, ale Żelazowa Wola zawsze miała w sobie dla mnie jakąś magię. Pewnie
tak samo, jak dla tysięcy turystów z całego świata, którzy z prawdziwym nabożeństwem
odwiedzali to miejsce, w którym urodził się genialny kompozytor. Bo Żelazowa
Wola to właściwie nie tyle jest muzeum, ile raczej miejsce kultu, czy
sanktuarium chopinowskie...
Po pierwsze, prawie nie ma tu autentycznych pamiątek po muzyku.
Po drugie, dom i jego otoczenie też wyglądają zupełnie inaczej niż ponad 200
lat temu, czyli za życia Chopina. A jednak jest jakaś magia, na którą składają
się muzyka, którą każdy zna i świadomość, że to właśnie w tym miejscu
kompozytor przyszedł na świat.
|
Ganek z kolumnami dobudowano do oficyny w latach 30-tych XX wieku |
|
Rzeźba głowy Chopina przed dworkiem |
Fryderyk Chopin urodził się w majątku hrabiostwa Skarbków, gdzie
jego ojciec – rodowity Francuz – był guwernerem (tak, polscy ziemianie mieli
wtedy francuskich guwernerów i guwernantki). Mama Fryderyka była ubogą krewną
Skarbków. W Żelazowej Woli rodzice Fryderyka Chopina się poznali, pokochali i
postanowili się pobrać. Hrabia Skarbek przydzielił młodej rodzinie oficynę przy
dworze do zamieszkania. I właśnie tam urodził się mały Frycek w 1810 roku oraz
wcześniej jego rodzeństwo. Oficyna ta była prostym budynkiem gospodarczym, z
pokojami dla służby, a nie żadnym dworkiem z kolumnami, jakim jest teraz.
|
Prostokątny staw przed domem Chopina zaprojektowany został przez prof. Krzywdę-Polkowskiego |
Dlaczego nie zachowały się żadne pamiątki po Fryderyku w
Żelazowej Woli? Otóż, hrabia Skarbek popadł w poważne kłopoty finansowe, i to
do tego stopnia, że musiał uciekać przed wierzycielami za granicę. Wobec tego
rodzina Chopinów musiała poszukać sobie innego chlebodawcy. Ojciec Frycka
znalazł sobie pracę w Warszawie i jesienią 1810 roku (mały Chopin miał wtedy
tylko 7 miesięcy) rodzina spakowała się i wyjechała z Żelazowej Woli do
Warszawy. Parę lat później dwór Skarbków spłonął (był drewniany). Oficyny, co
prawda się uchowały z pożaru, ale ulegały coraz większej degradacji, ponieważ
dworu nigdy nie odbudowano, a majątek rozparcelowano i sprzedano. Zachowane
budynki przechodziły z rąk do rąk. Oficyna, w której urodził się Fryderyk
Chopin służyła różnym celom, między innymi była w niej swojego czasu spiżarnia
do przechowywania jabłek na zimę i kwaszenia mleka, a nawet obora...
Fakt, że właśnie tutaj przyszedł na świat wielki kompozytor
odkryto już pod koniec XIX wieku. Mużyka Chopina była już wtedy dobrze znana i
miała swoich gorących wielbicieli, którym udało się zebrać pieniądze i w 1894
roku wystawić pomnik poświęcony pamięci kompozytora w Żelazowej Woli. Były też
czynione starania, by wykupić z rąk prywatnych oficynę, która była mieszkaniem
Chopinów, ale to się początkowo nie udawało. Wykup nastąpił dopiero za czasów I
Rzeczpospolitej w 1928 roku.
|
Pierwszy pomnik Chopina |
|
Pomnik z lat 60-tych XX wieku |
Od początku Muzeum Fryderyka Chopina w Żelazowej Woli tworzono w
bardzo nowatorski sposób. Bardziej chodziło o wystawienie pomnika wielkiemu
kompozytorowi i podkreślenie jego związków z Polską i polską tradycją niż
wierne odwzorowanie warunków, w których przyszło żyć jego rodzinie i w jakich
on sam się urodził. Oficynę przerobiono więc zręcznie na coś w rodzaju
polskiego dworku szlacheckiego, dodając ganek z kolumnami i przebudowując
wnętrza (choć to nieprawda, że Chopin urodził się i mieszkał w dworku
szlacheckim). Zapadła też decyzja, aby wokół domu Chopina powstał park, ale wcale
nie park imitujący historyczne ogrody romantyczne z epoki, lecz park-pomnik w
stylu bardzo nowoczesnym jak na lata 30. XX wieku. Projekt tego parku
przygotował i nadzorował jego realizację najwybitniejszy architekt ogrodów
okresu międzywojennego – prof. Franciszek Krzywda-Polkowski. Zasadzono tu wtedy kilka tysięcy roślin,
które pochodziły przede wszystkim z darów od szkółkarzy polskich i
zagranicznych. Prof. Polkowski zaprojektował też szereg budowli w parku –
murki, pergole, altanki, a nawet niewielki amfiteatr, który miał służyć
koncertom fortepianowym pod gołym niebem. Te wszystkie obiekty zaprojektowane
były w sposób bardzo nowoczesny jak na tamte czasy i wykonane z dość
nietypowych materiałów – kamieni polnych, ręcznie robionych cegieł, ale też z
betonowych bloczków i nieprzetworzonego, ledwie ociosanego drewna. Wybuch II
wojny światowej nie pozwolił prof. Polkowskiemu dokończyć dzieła tworzenia
muzeum-pomnika Fryderyka Chopina. A w czasie wojny wszystko zostało
zdewastowane...
Po wojnie udało się przywrócić temu miejscu urok i Żelazowa Wola
stała się nomen omen żelaznym punktem
zagranicznych wycieczek po Polsce. Nawet za czasów najsroższej komunistycznej
izolacji można tu było spotkać Amerykanów, Japończyków, Francuzów i inne nacje,
których przedstawiciele przyjeżdżali złożyć hołd wielkiemu kompozytorowi o
polskich korzeniach. Kolejne komunistyczne dziesięciolecia sprawiły jednak, że
park i cała infrastruktura Muzeum bardzo podupadły.
|
Kamień upamiętniający twórcę parku w Żelazowej Woli, prof. Franciszka Krzywdę-Polkowskiego |
|
Jeden ze starych dębów, które pamiętają czasy zakładania parku |
W 2010 roku obchodziliśmy 200. rocznicę urodzin Fryderyka Chopina
i z tej okazji Żelazowa Wola przeszła gruntowną metamorfozę. Koncepcja była
taka, żeby z zapyziałej dziury, do której zjeżdża się jednakowoż cały świat,
uczynić miejsce prestiżowe dla polskiej kultury, wizytówkę Polski XXI wieku.
Pracownia projektowa arch. Bolesława Stelmacha, która wygrała konkurs na
rozbudowę muzeum i rewitalizację parku podeszła do zadania podobnie jak prof.
Polkowski, który je tworzył w okresie międzywojennym. Projekt zakładał
rozbudowę muzeum w stylu ultra-nowoczesnym, tak aby stworzyć przestrzeń
przystosowaną do obsługi turystyki kulturalnej na najwyższym światowym
poziomie. Nie chodziło o tworzenie jakiejś imitacji epoki, lecz o stworzenie
pomnika światowej sławy kompozytorowi. To samo dotyczyło ogrodu, choć w
ogrodzie zachowano mniej więcej układ przestrzenny, jaki powstał w latach 30.
XX wieku. Wykarczowano jednak dzikie chaszcze, uregulowano rzeczkę Utratę i
przerzucono nad nią dwa malownicze mostki, ułożono nowe nawierzchnie ścieżek
(są pięknie zaprojektowane z naturalnych płyt kamiennych i otoczaków), założono
oświetlenie, ustawiono dziesiątki drewnianych ławek, kosze na śmieci... W niektórych miejscach ogrodu ustawione są
głośniki, z których delikatnie sączy się muzyka Chopina. Wszystko na najwyższym
poziomie...
|
Nowoczesna architektura pojawiła się w Żelazowej Woli na jubileusz 200 lecia urodzin Chopina. Czyż elewacja nie kojarzy się z klawiaturą fortepianu...? |
|
Ciekawe nawierzchnie ścieżek z naturalnych kamieni |
|
Jedna z nowoczesnych altanek na pnącza |
|
Staw ze srebrną, pływającą kulą, w której odbija się krajobraz |
|
Nowoczesny drewniany most nad rzeką Utratą |
|
Przy ścieżkach posadzono wielkie, jednogatunkowe grupy bylin ozdobnych |
Bardzo mi się podobają nowoczesne nasadzenia roślinne w parku,
które polegają na tworzeniu wielkich jednogatunkowych grup, które widać z
daleka. Zadbano też przy okazji, aby spacer po parku oddziaływał na zmysł
węchu. Powojniki i floksy posadzone w wielkich kępach pachniały w upalne
popołudnie wręcz upajająco. Dla zapachu posadzono też gdzie niegdzie białe
pachnące lilie, ale już pojedynczo, ze względu na ich bardzo intensywny,
duszący aromat.
|
Gdzieniegdzie posadzono lilie dla zapachu |
|
... oraz pachnący gatunek powojników |
|
Pachnące powojniki i muzyka Chopina. Czysta przyjemność! |
Moim skromnym zdaniem, jest to w tej chwili jedno z
najciekawszych miejsc na Mazowszu, gdzie można mile spędzić czas na wolnym
powietrzu, wśród zieleni i kwiatów, wsłuchując się przy okazji w genialną
muzykę Chopina...
Dla tych, co jeszcze nie wiedzą:
Żelazowa Wola znajduje się na trasie Warszawa – Sochaczew
(jakieś 45 km od Warszawy). Wstęp do muzeum i parku kosztuje 23 zł, do samego
parku – 7 zł. Są też bilety ulgowe, grupowe i rodzinne.
|
Po prostu, łan dorodnych host |
|
Kwitnąca hortensja dębolistna. Rzadki widok... |
|
Czas hortensji |
|
Piękna półcienista rabata |
|
Czyż nie jest przyjemnością spacer taką ścieżką...? |
|
Można się też zachwycić pojedynczymi okazami kwiatów |
|
Żelazowa Wola w pogodne sobotnie popołudnie. Gorąco polecam! |
Ciekawa jestem, czy dotarłaś do sklepiku ogrodniczego na końcu ogrodu? Ja byłam zaskoczona, że tam jest, z miłą sprzedawczynią i ciekawym wyborem roślin pakowanych w papierowe, firmowe torebki!
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem nowa forma ogrodu jest bardzo, bardzo ciekawa, taka wzbogacająca stare założenie z wiekowymi drzewami... Bardzo harmonijne połączenie starego z nowym...
Pozdrawiam,
m.
Nasze wpisy trzeba czytać razem, znakomicie się uzupełniają :).
OdpowiedzUsuńKocham to miejsce.
OdpowiedzUsuńJa też. Dobrze, że blisko mieszkam.
UsuńUwielbiam - szczególnie w maju jak kwitną tam bzy.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać, żeby znowu tam pojechać... Niech no tylko przyjdzie wiosna!
Usuń